reżyseria - Danuta Szauer

scenografia - Jan Banucha

Prowadzący - Jerzy Balbuza

Seneka - Kazimierz Tałaj

Petroniusz - Krzysztof Malinowski Trazea: Grabski Zbigniew

Wykonawca - Zdzisław Derebecki


/materialy/img/1260/1260.jpg/materialy/img/1260/1260_1.jpg/materialy/img/1260/1260_2.jpg

PAMIĘCI ZYGMUNTA HÜBNERA

Zygmunt Hübner należał do tego grona twórców teatralnych, którzy będąc znakomitymi praktykami teatru wnieśli wielką kulturę, także intelektualną; dzięki takim twórcom jak On teatr zyskiwał szlachetność formy, wysoką rangę artystyczną, miał moc ustanawiania hierarchii wartości, podejmując tematy tyleż ważne, co trudne. Śmierć takich ludzi teatru jak Konrad Swinarski, Stanisław Hebanowski czy właśnie Zygmunt Hübner pozostawia puste miejsce, które okazuje się niemożliwe do wypełnienia, czego dowodem jest to, że warszawski Teatr Powszechny, który przez ostatnie lata swego życia prowadził Zygmunt Hübner, po Jego odejściu nie odzyskał rangi, jaką wyznaczył mu ten właśnie twórca — aktor, reżyser i dyrektor wielu scen polskich, także poeta i dramaturg.
Reżyserując na koszalińskiej scenie sztukę Zygmunta Hübnera swą pracę właśnie Jemu zadedykowała Danuta Szauer — młody reżyser, stawiający pierwsze swe kroki na scenie zawodowej. I rzeczywiście przede wszystkim tekst Zygmunta Hübnera stanowi główną wartość przedsięwzięcia teatralnego, które, jak się wydaje przerosło możliwości kreacyjne reżysera. Recenzując sztukę Hübnera na tamach „Teatru" Grzegorz Sinko tak pisał: „Do hasła ,sąd w teatrze" w indeksie motywów zdołał Zygmunt Hübner dorzucić w „Ludziach cesarza" nowy wariant. Trzy postacie z otoczenia Nerona stają przed trybunałem złożonym z widzów. Nowym pomysłem autora jest to, że reprezentują oni trzy różne racje i postawy, będąc równocześnie wzajemnymi oskarżycielami i własnymi obrońcami. Autor wykazał się przy tym rzemiosłem wysokiej próby, tocząca się debata trzyma czytelnika w napięciu". Pisząc dalej o dramacie Hübnera Grzegorz Sinko stawia jego twórcę wśród takich autorów, którzy zyskali światową sławę, jak Georg Bernard Shaw czy Friedrich Dürenmatt.
Wydaje się, że reżyser, wierząc w moc słowa, w siłę sztuki napisanej w istocie znakomicie, posługującej się formą sądu w teatrze, o której cytowany już Sinko napisał, że jest jedną z najbardziej wydajnych dramaturgicznie, uznał, że ma do czynienia z „samograjem", w którym wystarczy umówić się z aktorami, która postać chodzi mówiąc, a która mówi siedząc. Konsekwencją jest brak napięć, tempa, rytmów. Toczący się na scenie spór, miast zyskiwać intensywność walki o dobro najwyższe - życie – pozostaje sporem retorycznym. Tym trudniejsze przed widzami stoi zadanie, kiedy muszą oddać głos uniewinniający jednego tylko z trzech podsądnych. A są inni: Seneka (Kazimierz Tałaj). gotowy każdą nieprawość i zbrodnię usankcjonować, posługując się kategoriami racji stanu, wartości wyższych. Petroniusz (Krzysztof Malinowski) esteta uciekający przed złem tego świata w sferę sztuki oraz Petus Trazea, fanatyk - opozycjonista głoszący chwałę „czystych rąk". Przebiegiem procesu kieruje Prowadzący (Jerzy Balbuza), który przywołuje w razie potrzeby Wykonawcę (Zdzisław Derebecki), wcielającego się na oczach widzów w postaci świadków Seneki, Petroniusza bądź Trazei. Dzięki temu widzowie mogą zyskać pewną obiektywną wiedzę o ludziach i zdarzeniach przywoływanych na scenie, a racje głoszone przez protagonistów ujawniają swą względność. Zeznania świadków, personifikowanych przez Wykonawcę są najciekawsze teatralnie, wpisane w jasną konwencję „sądu w teatrze".
Na spektaklu, który ja oglądałam, widzowie orzekli niewinność Seneki. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że uniewinnienie tej właśnie postaci dowodzi nie tyle zwycięstwa jej racji, ile faktu, że w powszechnej świadomości współczesnych zakorzeniona jest wiedza o tym, że „Seneka człowiekiem wielkim był"; znacznie mniej przeciętny widz wie o Petroniuszu, zgoła nic o Trazei.
Być może właśnie kontakt z widownią obudzi w aktorach silniejszą potrzebę przekonania o racjach granych przez siebie postaci, że sami w nie uwierzą, dzięki czemu, odrzucając schematy, toczącemu się na scenie sporowi nadadzą ludzki, prawdziwie dramatyczny wymiar. Szkoda, że reżyser nie wykorzystał całej potencji scenicznej tekstu. Teraz od aktorów zależy, czy w tę „grę w sąd" wciągną widzów i... uzyskają
ułaskawienie.

Małgorzata Kołowska
„Goniec Pomorski” nr 49, 11 marca 1991

Na koszalińskiej scenie

Jacy to ludzie? Zygmunt Hübner określił ich następująco: Seneka jest pragmatykiem związanym z ośrodkiem władzy i zmierza ku temu, aby tej władzy nadać ludzkie oblicze; nie chce jej podważać, ale powściągać jej wypaczenia. Trazea jest wzorem konsekwencji
w biernym oporze. Natomiast Petroniusza charakteryzuje następujące zdanie wyjęte z jego „Satyriconu": ,,Nie można wymienić lepszej ojczyzny, gdyby tylko miała odpowiednich ludzi"
Tę trójkę ludzi z otoczenia cesarza Nerona uczynił Zygmunt Hübner bohaterami
swojej sztuki, której premiera odbędzie się w sobotę, o godz. 18, na dużej sali Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie.
Niechaj nikogo nie zmylą imiona bohaterów, skazanych na karę śmierci w 1 wieku naszej ery. „Ludzie cesarza" to sztuka współczesna i znajdziemy w niej problemy dotyczące naszych czasów. Jej autor, Zygmunt Hübner - zmarły przed dwoma laty – wybitny reżyser i człowiek teatru, dramaturg, felietonista, kierował przez wiele sezonów najbardziej interesującą sceną w stolicy, Teatrem Powszechnym w Warszawie, który otrzymał jego imię.
W koszalińskim przedstawieniu „Ludzi cesarza" zobaczymy Kazimierza Tałaja, Zbigniewa Grabskiego, Jerzego Balbuzę, Zdzisława Derebeckiego i Krzysztofa Malinowskiego. Spektakl reżyserowała Danuta Szauer, a scenografię projektował Jan Banucha.

(jot)
„Głos Pomorza” nr 51, 1 marca 1991

Na koszalińskiej scenie

Zygmunt Hübner w swoim eseju „W pół drogi" napisał: „... teatr nie tylko gra dla widza - on gra z nim i o niego. Czasem także - przeciw niemu. Piękna, pasjonująca gra".
I oto doświadczamy, jak w tę grę zostajemy wciągnięci podczas koszalińskiego
przedstawienia „Ludzi cesarza". Skończył się już przewód sądowy. Oskarżeni - Seneka, Petroniusz i Trazea — siedzą na ławie oskarżonych, czekają na wyrok. Tylko jeden z nich może być przez widzów ułaskawiony. Widzowie głosują. Trzy szklane pojemniki zapełniają się białymi kulkami. Rzucam kulę Senece i wiem, że jest to błąd. Błąd? Przecież oddałam głos na aktora, Kazimierza Tałaja, który racji swojego bohatera potrafił sugestywnie bronić przed publicznością. Tak, to był pragmatyk związany z ośrodkiem władzy, ale zmierzał, by tej władzy nadać ludzkie oblicze. Nadrzędne interesy państwa były dlań zawsze racją najwyższą. W imię tych interesów potrafił - jeśli nawet nie akceptować zła — usprawiedliwiacie. W imię interesów państwa akceptował nawet zbrodnie. Cóż z tego, że nie brał w nich bezpośredniego
udziału, skoro o nich wiedział, a co gorsze — tłumaczył je.
Ale Seneka, mądry Seneka był człowiekiem czynu. Nie schował głowy w piasek, nie udawał, że niczego nie widzi, nie miał w sobie nic z postawy pięknoducha, jak to było z Petroniuszem, którego interesowały tylko przyjemnostki. I nie pochwalał postawy Trazei, który swoją biernością zdobywał szacunek dla siebie, ale nic poza tym.
A zatem czy którykolwiek z nich godny jest ułaskawienia? Zostali skazani na śmierć przez Nerona, bez sądu i możliwości obrony. Była to jeszcze jedna z licznych zbrodni tyrana, który zmusił ich do samobójstwa. Seneka Młodszy (Lucius Annaeus Seneca) był wychowawcą młodego Nerona, pisarzem i filozofem rzymskim, autorem filozoficznych listów do Lucyliusza, rozpraw i dialogów z różnych dziedzin etyki, a nawet tragedii na
tematy mitologiczne. Petroniusz (Petronius Arbiter) był doradcą Nerona w sprawach sztuki i dobrego smaku, autorem „Satyriconu", z którego zachowały się jedynie fragmenty, z najpopularniejszą dziś „Ucztą Trymalchiona". No i Trazea (Publius Paetus Thrasea) - autor traktatu wychwalającego Katona Młodszego, obrońcę ideałów republikańskich. Przedstawiciel arystokracji rzymskiej, będący w opozycji do cesarza Nerona i dynastii
julijsko-klaudyjskiej.
I to nie przypadek, że Zygmunt Hübner ich( właśnie uczynił bohaterami
swojej sztuki, że ich postawy są przedmiotem dyskusji w czasie zaaranżowanego
na scenie procesu sądowego. Wszystko to znamy z naszej współczesności, niemiłosierna historia raz jeszcze się powtarza, bo nasza współczesność każe nam weryfikować swoje sądy, oceniać raz jeszcze swoją postawę, popatrzeć ostrzej na minione lata. Poprzez „Ludzi cesarza", sztukę pisaną w latach osiemdziesiątych, której bohaterowie działali w I wieku naszej ery, oceniamy dziś naszą współczesność. Jest to pasjonująca gra.
Autor nie broni żadnego z bohaterów. Każe nam, widzom, ułaskawić jednego i nich, zgodnie z naszym sumieniem. I czynimy to. Ułaskawiamy bohaterów czy aktorów. Nasze
zachowanie zależne jest przecież od aktorów, ich osobowości, umiejętności, ich talentu.
W przedstawieniu, które oglądałam, najwięcej kulek otrzymał Seneka Kazimierza Tałaja. Dzień wcześniej - Krzysztof Malinowski jako Petroniusz. I wcale się nie dziwię; bardzo konsekwentnie, bez fałszywej nutki, bez nachalności zbudował rolę, wcale
przecież niełatwą. I pewnie tych dwóch aktorów będzie rywalizować z sobą co wieczór podczas przedstawienia, by uzyskać ułaskawienie z rąk publiczności.
Ale czy postawa któregokolwiek z nich zasługuje na naszą akceptację? Może Trazea? Ale Trazea był tylko bierny, nic więcej. Na domiar jego argumenty w ustach Zbigniewa Grabskiego brzmią blado. A zatem żaden z nich? Autor pozostawia ocenę publiczności.
Program wydany przez koszaliński teatr z racji premiery „Ludzi cesarza" opatrzono dedykacją: „Pamięci profesora Zygmunta Hübnera spektakl ten poświęcam". To dyrektor koszalińskiego teatru, Ryszard Major, składa hołd pamięci przedwcześnie zmarłego
autora, który był znakomitym wychowawcą, reżyserem, aktorem. Postać majora Sucharskiego będzie nam się zawsze kojarzyła z jego rolą filmową, tak jak Moczarski w „Rozmowach
z katem" będzie miał głos i twarz Zygmunta Hübnera. Był długoletnim dyrektorem teatrów i jemu przed laty Teatr „Wybrzeże" zawdzięczał swoją renomę; on przygotował wielkie sukcesy artystyczne w Starym Teatrze w Krakowie i on przez całe lata znakomicie prowadził Teatr Powszechny w Warszawie. Był świetnym pisarzem, felietonistą, o którym Bohdan Korzeniowski powiedział w ostatnim pożegnaniu: ,,W jego bogatej i różnorodnej twórczości znajdzie się mnóstwo dowodów, że sprawa odpowiedzialności za trudny los ludzi na ziemi, owo klerkowskie pełnienie obowiązków obrońcy kultury było głównym, stale powracającym motywem tego, co robił..."
Temu problemowi poświęcił Zygmunt Hübner także swoich „Ludzi cesarza". I cieszę się, że koszaliński teatr nie musi się wstydzić tego spektaklu, bo wciąga on publiczność, prowokuje do myślenia, ogląda się go z zainteresowaniem. Szczerze go wszystkim
polecam.

Jadwiga Ślipińska
„Głos Pomorza” nr 60, 12 marca 1991

„Goniec Teatralny”

Reżyser koszalińskiego spektaklu stworzył spektakl długi i nużący, w którym zabrakło ostrości, wyrazistości postaci i dowcipu. Toczący się wobec widzów przewód sądowy, który ma spowodować uniewinnienie jednego z trzech bohaterów sztuki, pozbawiony jest tej temperatury, której można by oczekiwać- wówczas gdy gra toczy się o najwyższą stawkę. Tak więc widzowie, na których spoczywa obowiązek wydania ostatecznego werdyktu, postawieni są w niełatwej sytuacji, bowiem racje i przekonania Seneki, Petroniusza i Petusa Trezei nie ścierają się w ogniu walki o pryncypia, raczej odbijają się niczym puszczona w ruch piłka i to nie ping-pongowa. Znacznie dynamizują przedstawienie sceny z udziałem Wykonawcy (Zdzisław Deiebecki), którego sposób scenicznego istnienia jest jasny i konsekwentnie przez aktora realizowany.

Małgorzata Kołowska
„Goniec Teatralny” nr 11, 18 marca 1991