materialy/img/766/766_m.jpg

film fabularny

premiera 1 września 1967

reżyseria - Stanisław Różewicz

scenariusz - Jan Józef Szczepański

zdjęcia - Jerzy Wójcik

scenografia - Tadeusz Wybult, Wojciech Krysztofiak

kostiumy - Marian Kołodziej

muzyka - Wojciech Kilar

obsada:

Major Henryk Sucharski - Zygmunt Hübner

Kapitan Franiciszek Dąbrowski - Arkadiusz Bazak

Chorąży Jan Gryczman - Tadeusz Schmidt

Plutonowy Piotr Buder - Józef Nowak

Kapral Bronisław Grudziński - Tadeusz Pluciński

Kapitan Mieczysław Słaby, lekarz - Bogusz Bilewski

Mat Bernard Rygielski - Bohdan Ejmont

Szeregowiec Dominiak rzucający granat - Mariusz Gorczyński

Prowadzący nasłuch radiowy - Zbigniew Józefowicz

Plutonowy Władysław Baran - Jerzy Kaczmarek

Ordynans Eugeniusz Aniołek - Andrzej Kozak

Pułkownik Henke, przyjmujący kapitulację - Andrzej Krasicki

Kapral Władysław Domoń - Adam Kwiatkowski

Kolejarz Wojciech Najsarek - Józef Łodyński

Porucznik Stefan Grodecki - Mieczysław Milecki

Artylerzysta - Jerzy Molga

Podpułkownik Wincenty Sobociński - Zdzisław Mrożewski

Kapral Edmund Szamlewski - Józef Nalberczak

Porucznik Leon Pająk - Bogdan Niewinowski

Strzelec Jan Połeć - Stanisław Niwiński

Magazynier - Janusz Paluszkiewicz

Sanitariusz Karol Szwedowski - Bolesław Płotnicki

Żołnierz - Marian Rułka

Plutonowy Adolf Petzelt - Mieczysław Stoor

Sierżant Michał Gawlicki - Zdzisław Szymański

Żołnierz przynoszący rozkaz o kapitulacji - Jerzy Trojan

Mat Franciszek Bartoszak - Roman Wilhelmi

Porucznik Kręglicki - Andrzej Zaorski

Wartownik - Bogumił Antczak

Żołnierz bez hełmu - Stefan Friedmann

Strzelec Mieczysław Krzak - Piotr Fronczewski

Ranny żołnierz - Marian Glinka

Żołnierz niemiecki rozbrajający majora Sucharskiego - Lech Grzmociński

Wartownik - Andrzej Jurczak

Niemiec - Mieczysław Kalenik

Śpiący żołnierz - Stanisław Michalski

Mat Chrzanowski - Klemens Mielczarek

Żołnierz wracający z warty - Leopold R. Nowak

Żołnierz układający worki z piaskiem - Marian Opania

Kucharz - Lech Ordon

Obsługujący centralę telefoniczną - Bogusław Sochnacki

Zbuntowany żołnierz - Eugeniusz Szewczyk

Żołnierze - Józef Fryźlewicz, Michał Gazda, Eugeniusz Kamiński, Ryszard Ronczewski

Żołnierze grający w warcaby - Włodzimierz Press, Sylwester Przedwojewski

oraz Stefan Szmidt, Janusz Mirczewski, Ryszard Piekarski, Andrzej Wykrętowicz, Witold Dębicki


O SYLWETCE MAJORA SUCHARSKIEGO W FILMIE WESTERPLATTE... (Zbigniew Podgórzec)

O SYLWETCE MAJORA SUCHARSKIEGO W FILMIE WESTERPLATTE I O INNYCH PROBLEMACH AKTORSKICH
Rozmowa z Zygmuntem Hübnerem.

Wśród tegorocznych laureatów nagród ministra kultury i sztuki znalazł się również znany reżyser, aktor teatralny i filmowy – Zygmunt Hübner, odtwórca roli majora Sucharskiego w filmie Westerplatte.
- Czy odtwarzanie autentycznej postaci stwarza aktorowi jakieś dodatkowe trudności?
- O ile wiem – mówi Hübner – reżyser Różewicz powierzając mi rolę majora Sucharskiego kierował się m.in. podobieństwem zewnętrznym. Zgodziliśmy się jednak od razu, że moim zadaniem nie będzie tworzenie portretu. Byłoby to zresztą praktycznie niewykonalne. Starałem się dowiedzieć możliwie wiele o majorze Sucharskim, ale głównie po to, aby poznać jego racje i stanowisko w sprawie dla filmu węzłowej – kapitulować czy walczyć do ostatniej kropli krwi. Alternatywa nie była zresztą aż tak prosta, bo jeśli kapitulować to – kiedy, jeśli walczyć to – czym? Sądzę, że rozumiem postawę majora Sucharskiego i jestem głęboko przekonany o jej słuszności. Bez tego przekonania nie wiem czy odważyłbym się podjąć tej roli. Zdawałem sobie od początku sprawę, że widz oglądając Sucharskiego na ekranie powinien zapomnieć o aktorze i myśleć tylko o Sucharskim. Dlatego starałem się eliminować wszystko co mogłoby sprawiać wrażenie efektownego, świadomego rozegrania roli. Najdalej posunięta oszczędność środków aktorskich wydawała mi się jedynie słuszną drogą.
- Jest pan zarówno aktorem, reżyserem jak i dyrektorem teatru. Ma pan duże doświadczenie jako kierownik artystyczny. W telewizji reżyserował pan wiele widowisk. Czy zdaniem pana teatr, film i telewizja są dziedzinami antagonistycznymi?
- Każdy artysta – jest to, niestety słowo, którego nie sposób uniknąć – pragnie określić swój stosunek do świata. Wybór środków wypowiedzi jest sprawą drugorzędną, zależną od osobistych uzdolnień i zamiłowań. Jeden wypowiada się obrazem, inny piórem, inny wreszcie poprzez teatr lub film. Oczywiście, reżyser, który pragnie przemawiać do milionów, wybierze raczej film lub telewizję, niż teatr. Teatr bowiem z natury rzeczy ma bardziej ograniczony krąg odbiorców. Ale w sztuce to, co można powiedzieć tylko szeptem, bywa równie ważkie, jak to, co mówi się pełnym głosem. Antagonizm między filmem, telewizją a teatrem – to temat dla scholastyków. No i dla handlarzy sztuką widowiskową. Ale nawet ci przyznają ostatnio, że antagonizm jest pozorny.
- A aktor? Czy jego działalność może być również wymierna?
- Aktor ma bardziej ograniczone możliwości od innych artystów, w pewnym sensie nawet reżysera, zwłaszcza reżysera filmowego. Jest związany tekstem, na którego wybór nie ma praktycznie wpływu. Nie powinno to jednak zwalniać aktora od obowiązku własnego widzenia świata. To złudzenie, że można się bez tego obyć. Kabotyna, który myśli jedynie o tym, jakie wywoła wrażenie, rozpoznaje się na scenie po paru słowach. Czasem wystarczy nawet, żeby tylko wszedł, a już wiadomo z kim mamy przyjemność.
- Istnieje jednak coś, co nazywamy przecież indywidualnością...
- Mówmy raczej o osobowości aktora. Odgrywa ona dziś wielką rolę, co jest – moim zdaniem – zasługą filmu. Aktora ceniło się kiedyś przede wszystkim za zdolność przeistaczania się zewnętrznie i wewnętrznie. Dziś Molierowski Harpagon, jutro Radziwiłł “Panie Kochanku”... tymczasem film przyzwyczaja nas do czego innego. Twarz aktora właściwie nie ulega zmianie. Aktor w filmie powinien być rozpoznawalny niemal natychmiast po ukazaniu się na ekranie. Ale to jeszcze mało! Powinna być rozpoznawalna postać, która tak dalece zrasta się z jego osobą, że w końcu zaciera się granica między rolą a aktorem. Choćby grał w różnych filmach różne postacie – myślimy o nim jako o tym samym człowieku, którego los postawił w dramatycznych okolicznościach. Niewiele inaczej jest dziś w teatrze, zwłaszcza u nas, gdzie nie istnieje podział na aktorów filmowych i teatralnych.
- Czy przywiązanie tak wielkiej wagi do osobowości aktora jest słuszne?
- Uznanie dla osobowości aktora przyczyniło się do nobilitacji zawodu aktorskiego. Skoro przyznaje się aktorowi prawo mówienia od siebie w tym samym stopniu w jakim przysługuje ono artystom innych dziedzin, to podnosi się w ten sposób rangę zawodu. Zadanie aktora nabiera społecznej wagi. Ale jeśli uzyskaliśmy prawo głosu, to oczekuje się od nas, że będziemy mieli coś do powiedzenia. Sądzę, że to co jest dziś podstawową sprawą w sztuce aktorskiej, dotyczy w równym, lub nawet większym stopniu reżyserii. Wielu krytyków uważa nadal, że zadaniem reżysera jest wyłącznie klarowne przekazanie myśli autora. Zgadzam się z Jerzym Koenigiem, że krytycy ci chcą cofnąć teatr o pół wieku... Gdyby słuszność była po ich stronie – należałoby wykląć nie tylko Grotowskiego, ale również Hanuszkiewicza i paru innych. Chociaż żywię głęboki szacunek dla literatury, wolałbym zrezygnować ze swego zawodu niż pracować w teatrze podporządkowanym bez reszty literaturze. Teatr pozbawiony autonomii nie ma racji bytu. Wiadomo to już od czasów Craiga i wstyd doprawdy, że wciąż jeszcze trzeba do tego powracać. Ale niestety trzeba, ponieważ coraz to odzywają się głosy nawołujące do przekształcenia teatru w bogato ilustrowany zbiór wypisów z historii języka polskiego. Tymczasem jedynie teatr, który chce mówić od siebie i za siebie, ma szanse oddziałać na widza podejmując z nim dyskusje równego z równym.
- A jak określiłby pan siebie jako reżysera?
- Uważam się za reżysera typu “aktorskiego”. Wielkie inscenizacje nie są moją mocną stroną. Wolę sztuki kameralne, pasjonuje mnie współpraca z aktorami. Z tej przyczyny lubię telewizję, która znakomicie eksponuje aktora.
- Czy film nie interesuje pana jako reżysera?
- Owszem, chciałbym chociaż raz spróbować swych sił jako reżyser filmowy, ale obawiam się, że pozostanie to w sferze niespełnionych marzeń. Parę lat temu odbyłem staż jako drugi reżyser w filmie Andrzeja Wajdy Samson. Nic z tego później nie wyszło. Cieszę się, że przynajmniej jako aktor mogłem zapoznać się z pracą w filmie. Uważam to dla siebie za bardzo cenne doświadczenie... reżyserskie.
- Nagrodę ministra kultury i sztuki otrzymał pan za działalność kierowniczą i reżyserską w Teatrze Starym w Krakowie. Jak pan to robi, że każda scena, którą pan obejmuje, w krótkim czasie staje się wybitną placówką teatralną?
- Myślę, że to za duże słowa. Gdyby tak jednak było, to muszę wyjaśnić, że nie uważałbym tego za swoją zasługę. Kierowanie teatrem to w głównej mierze kwestia zgromadzenia wokół siebie ludzi, którzy mają wspólne cele, wspólny program działania, porozumiewają się podobnym językiem. Oblicze teatru, tak jak i każde przedstawienie jest dziełem zespołu ludzi. Ponadto należy posiąść umiejętność rezygnowania z własnych ambicji na rzecz cudzych. Tę umiejętność posiadłem istotnie w tak znacznym stopniu, że ostatni sezon teatralny muszę jako reżyser zaliczyć całkowicie na straty. Zrobiłem tylko jedną sztukę, jeśli nie liczyć telewizji.

Notował Zbigniew Podgórzec
“Ekran” nr 36, 3 września 1967

O DECYZJI DOWÓDCY

rozmowa z Zygmuntem Hübnerem

- Po premierze filmu ma się ochotę dyskutować z panem, jakby z majorem Sucharskim, o przyczynach obrony i kapitulacji Westerplatte.
- Daje mi to pewną satysfakcję jako aktorowi, lecz wprawia nieraz w zakłopotanie: nie jestem powołany do wypowiadania się w imieniu majora Sucharskiego. Nie posiadam takiego mandatu. U nas wprawdzie i bez mandatu przyjęło się przemawiać w cudzym imieniu, wolałbym wszakże tego unikać. Lepiej niech już każdy mówi za siebie.
- Ale zgodzi się pan podać własne refleksje?
- Przed rozpoczęciem zdjęć była lektura scenariusza i rozmowy z reżyserem. Musiałem nabrać przekonania, że postępowanie majora Sucharskiego było słuszne. Bez tej pewności nie mógłbym przyjąć roli. Starałem się zrekonstruować proces myślowy majora Sucharskiego: jego wiarę w celowość obrony do pewnego momentu, a później – narastające wątpliwości. Musiałem ukazać na ekranie dojrzewanie decyzji kapitulacji.
- Film ukazuje to w przekonywający sposób. Cała załoga Westerplatte, początkowo z nadzieją, oczekiwała pomocy. W przeddzień wojny major i inni oficerowie usłyszeli od pułkownika wizytującego Westerplatte: “Nie zostaniecie sami”. Sucharski w czasie walk przeżywał te same nadzieje, co jego podwładni. A rzeczywistość była przecież taka, że hitlerowcy potęgowali ataki, wprowadzali coraz to nowe rodzaje broni. Sucharski odbierał z aparatu radiowego bądź pozdrowienia z Warszawy “dla bohaterskich obrońców Westerplatte”, bądź komunikaty niemieckie o zwycięskim marszu przez Polskę.
- Portret majora Sucharskiego zależał od sugestii scenarzysty i reżysera. To jednak nie film biograficzny, nie zapominajmy o tym.
- Lecz bez wątpienia – historyczny. A major Sucharski jest postacią centralną, nosicielem głównego problemu. Możemy chyba postawić pytanie: czy film obala starą legendę, czy też tworzy nową?
- Pokutuje jeszcze w naszym społeczeństwie mniemanie, że Westerplatte zostało zrównane z ziemią, a obrońcy, wybici do ostatniego, “czwórkami szli do nieba”. Film je obala, ponieważ intencją twórców było powiedzieć prawdę. Jest ona wystarczająco chwalebna, aby obejść się bez upiększeń: siedmiodniowa obrona w straszliwych warunkach, prawie bez broni, bez wody i żywności, w narastającej grozie i niepewności. Pisali już o tym recenzencji, mówił reżyser Stanisław Różewicz.
Byłoby błędem sądzić, że major Sucharski myślał o kapitulacji od pierwszego dnia wojny, chociaż wiemy, że miał wątpliwości czy placówka jest wystarczająco przygotowana nawet do dwunastogodzinnej obrony, przewidzianej programem dowództwa naczelnego.
Westerplatte nie poddało się przedwcześnie. Przeciwnie. Niemcy pytali: czy warto było tak długo się bronić? Komentarz dopisała historia. I mimo że ostateczna decyzja majora Sucharskiego była słuszna z militarnego i ludzkiego punktu widzenia, może się wydać niepopularna w społeczeństwie polskim. Winne są temu nasze tradycje “ułańskie”, tradycje bohaterskiego umierania. Ale inna jest waga decyzji podejmowanej tylko we własnym imieniu, a inna w poczuciu odpowiedzialności za życiu stu kilkudziesięciu ludzi. Ostatnie słowa majora Sucharskiego do załogi brzmiały: “Nie mam prawa narażać dłużej waszego zdrowia i życia”. Odpowiedzialność za kapitujację major Sucharski musiał wziąć na siebie. Nikt go w tym nie mógł wyręczyć, ponieważ tylko on miał pełną świadomość sytuacji. Dalszy los obrońców? Wielu jego podwładnych żyje do dziś. A przecież nie brakowało wśród nich przeciwników kapitulacji. Gdyby zostali wybici na Westerplatte – przeszliby do historii jako straceńcy. Mają natomiast w niej swoje miejsce jako bohaterscy obrońcy, którzy wypełnili swój obowiązek do końca.
- Dlaczego Sucharski nie przekonywał żołnierzy?
- Nie było ani czasu, ani warunków na odprawy załogi.
- Jednoosobowa decyzja jest przecież formą wypowiedzi w cudzym imieniu. Wolno więc, czy nie wolno ją stosować?
- Wolno. To jest wojsko, nie sejm. Nie chcemy, aby społeczeństwo było rządzone systemem wojskowym, ale nie mamy też zaufania do armii, w której obowiązuje demokracja parlamentarna.
- Zatem uznje pan prawo dowódcy do działania wbrew woli załogi?
- W wyjątkowych sytuacjach – tak. Zgodnie z wiedzą i sumieniem.

“Film” nr 38, 17 września 1967

Z ZYGMUNTEM HÜBNEREM O FILMIE WESTERPLATTE

Od kilku dni w kinie „Warszawa” wyświetlany jest film produkcji polskiej pt. Westerplatte. Film reżyserował Stanisław Różewicz, scenariusz napisał Jan Józef Szczepański, a jedną z głównych ról gra dyrektor Teatru Starego, aktor i reżyser – Zygmunt Hübner, z którym przeprowadziliśmy rozmowę o pracy w tym filmie.
- Zdjęcia do Westerplatte - powiedział nam nasz rozmówca – trwały od lipca ubiegłego roku do stycznia. Mnie zajęły one około 30 dni. Rola majora Sucharskiego jest moją drugą rolą filmową (po filmie Miejsce dla jednego). Trudno mi powiedzieć, którą z nich bardziej cenię, bo różnią się one zasadniczo swoim charakterem. Praca w obecnym filmie wymagała na pewno więcej wysiłku fizycznego.
Większość zdjęć kręciliśmy nie na Westerplatte (tu tylko sceny związane z morzem), lecz głównie w Rembertowie pod Warszawą (sceny batalistyczne) i w atelier w Łodzi. W czasie jednego z ujęć, kiedy to gabinet majora Sucharskiego zaczyna się walić, lecąca szafa o mało mnie nie przygniotła. Wszystko skończyło się szczęśliwie, a powyższa scena weszła do filmu i dzięki swej autentyczności jest bardzo dobra
Praca w filmie i w teatrze – to dwa różne zagadnienia. Pod pewnymi względami bardziej lubię role teatralne, z innych znów przyczyn – filmowe. Obecnie reżyseruję sztukę Dürrenmatta pt. Anabaptyści.
Pod koniec września wyjeżdżam zaś do Moskwy z delegacją polskich artystów, gdzie w ramach przeglądu filmów polskich, wyświetlony zostanie także film Westerplatte.
(tg)
„Gazeta Krakowska” nr 213, 6 września 1967

Z ZYGMUNTEM HÜBNEREM O ROLI W FILMIE WESTERPLATTE

Zygmunt Hübner, ur. 1930, studia aktorskie w warszawskiej PWST ukończył w roku 1952 (debiut w Teatrze Narodowym - Karykatury Kisielewskiego), reżyserskie w 1955 roku (debiut samodzielny - Melodramat Warmińskiego w Teatrze Wybrzeże, 1955). Kierownik arystyczny Teatru Wybrzeże w1958-60, Państwowych Teatrów Dramatycznych we Wrocławiu 1962-63, Teatru Starego w Krakowie – od 1963. Reżyser w Teatrze Wybrzeże 1955-58, w Teatre Polskim w Warszawie 1960-62. Aktor teatralny (Berenger w Nosorożcu, Teatr Wybrzeże; Alcest w Mizantropie, Teatr Stary), aktor filmowy (Nowicki w Miejsce dla jednego, Sucharski w Westerplatte).
Niedawno ukończono produkcję filmu Westerplatte, opartego na scenariuszu Jana Józefa Szczepańskiego; reżyserował Stanisław Różewicz, fotografował Jerzy Wójcik, kostiumy według projektu scenografa Teatru Wybrzeże – Mariana Kołodzieja. Film kręcono na Westerplatte i na poligonie pod Rembertowem, gdzie m.in. odtworzono „las-widmo” z Westerplatte.
Reżyser Różewicz powierzył rolę majora Sucharskiego, dowódcy Westerplatte, znanemu na Wybrzeżu z okresu jego pracy w teatrze – Zygmuntowi Hübnerowi, dziś kierownikowi jednej z najlepszych scen w kraju – Teatru Starego w Krakowie.
LITERY: Czy film, w którym kreuje Pan postać majora Sucharskiego, posiada jakąś wyraźną cechę gatunkową, to znaczy – czy jest to film dokumentalny, historyczny, czy też fabularny, tym samym fikcyjny, dla którego fakt historyczny – obrona Westerplatte – jest jedynie pretekstem, punktem wyjścia?
HÜBNER: To jest dokument historyczny, przynajmniej jego stosunek do materiału historycznego jest taki, że można go tak nazwać. Dotyczy to zresztą także faktury, sposobu traktowania materiału przez reżysera (Różewicz kręcił także Wolne miasto), wreszcie dialogów, które są suche i właściwie obejmują tylko sprawy wojskowe... Akcja filmu zaczyna się 31 sierpnia, kończy się 7 września. Kamera nie wychodzi z terenu Westerplatte, do tego stopnia, że widz śledzi obronę jedynie z jednej strony, polskiej. Ponadto w filmie nie ma na dobrą sprawę głównych ról – bohaterem jest załoga Westerplatte.
LITERY: Czy zna Pan sztukę Feldmannowej Westerplatte, którą wystawiał niedawno Teatr Wybrzeże – z Gwiazdowskim w roli Sucharskiego?
HÜBNER: Nie znam.
LITERY: Jakiego rodzaju tworzywo otrzymał Pan w roli Sucharskiego? Mamy na myśli to, czy napisana rola otworzyła przed Panem, jako aktorem, możliwość osobistego wkładu, czy, przeciwnie, skazała Pana na kopiowanie postaci historycznej?
HÜBNER: Tak; uważam, że rola była interesująca z punktu widzenia możliwości, jakie otwierała. Dosyć wyraźnie zarysowany został zwłaszcza konflikt, jaki niósł w sobie Sucharski, a dotyczący zagadnienia celowości obrony. Część oficerów na Westerplatte reprezentowała pogląd, że należało się bronić do ostatniego człowieka, a Sucharski od pewnego momentu uświadomił sobie, że z punktu widzenia militarnego rzecz nie ma większego znaczenia, pojawiło się natomiast zagadnienie prestiżowe z jednej i sprawa odpowiedzialności za życie załogi z drugiej strony. Wydało mi się, że ta antynomia dzieliła nie tylko załogę, ale tkwiła również w samym Sucharskim – i dlatego rola dawała materiał „do zagrania”.
LITERY: W co wyposażył go Pan od siebie?
HÜBNER: W siebie. Starałem się unikać cech portretowych, tzn. nie prowadziłem roli na zasadzie zbierania dokumentów o cechach osobistych Sucharskiego itp., interesował mnie przede wszystkim konflikt wewnętrzny człowieka – i starałem się go pokazać tak, jak ja go widzę i odczuwam...
LITERY: Dziękujemy za rozmowę.
*
W filmie obok Zygmunta Hübnera – występują m.in. Mieczysław Milecki (Grodecki), Zdzisław Mrożewski (Suchociński), Arkadiusz Bazak (Dąbrowski) oraz B.Ejmont, B.Niewinowski, B.Bilewski i inni.
„Litery” nr 4, kwiecień 1967


/materialy/img/766/766.jpg/materialy/img/766/766_1.jpg/materialy/img/766/766_2.jpg/materialy/img/766/766_3.jpg