materialy/img/868/868_m.jpg

Teatr Telewizji

premiera 29 marca 1965

reżyseria - Zygmunt Hübner

przekład - Maciej Słomczyński

scenografia - Lidia i Jerzy Skarżyńscy

obsada:

Jan Świderski

Edmund Fetting

Andrzej Szczepkowski

Aleksander Dzwonkowski

Henryk Borowski

Ryszard Nadrowski

Zdzisław Szymański

Jan Mayzel

Maciej Dzienisiewicz

Stanisław Bieliński

Bronisław Dardziński

Zbigniew Sawan

Stanisław Jaśkiewicz

Helena Wilda


BOHATEROWIE NA SPRZEDAŻ (Leszek Goliński)

(fragment)
„Volpone” Bena Jonsona zbyt pamiętany jest z świetnej kreacji aktorskiej Jouveta i jak zwykle w takiej sytuacji bywa, widz mimo woli stawia wyższe wymagania reżyserowi i wykonawcom. Telewizja nie dysponuje środkami filmu: stąd realizacja zbyt przykrojona do wymogów sceny teatralnej; tekst wyraźnie zaciążył tu nad koncepcją telewizyjną. Niemniej udało się Zygmuntowi Hübnerowi utrafić w klimat tej świetnej, wenecjańskiej komedii z całą galerią typów wprawdzie przerysowanych, ale pełnokrwsitych i tętniących namiętnościami. Tempo akcji, ostrze satyry osłabia jedynie finał, moralizatorski i nadto siedemnastowieczny; pod tym względem realizatorom filmowym powiodło się znacznie lepiej.
Kapitalną sylwetkę Volpone stworzył J. Świderski, choć chwilami miało się wrażenie, iż rola ta niezbyt mu "leży": ale znakomity talent tego aktora potrafił przezwyciężyć wszystkie mielizny. Bardzo wyraziste i charakterystyczne rysy stworzyli E. Fetting, H. Borowski, A. Szczepkowski, A. Dzwonkowski. Przy tym scenografia Skarżyńskich bez zbędnej maniery groteskowej, która tak raziła w „Perlimplinie”.
Leszek Goliński
„Trybuna Ludu”, 31 marca 1965

PARADA GŁUPCÓW I OSZUSTÓW (Krystyna Karwicka)

Ben Jonson, obwieś spod ciemnej gwiazdy znający dobrze lochy więzienne i najbardziej zakazane spelunki Londynu, to zarazem obok Szekspira, najwybitniejszy autor angielskiego renesansu. Obaj żyli w okresie, który sprzyjał rozwojowi teatru angielskiego. Reformacja, rozkwit gospodarczej potęgi Anglii, zdrowy, nie bałwochwalczy podziw dla sztuki antycznej i życzliwy stosunek dworu królewskiego sprawiły, że teatr angielski tamtych czasów nie ma równego sobie w świecie. Ben Jonson i Szekspir przez całe życie byli antagonistami. Nie o sprawy osobiste im chodziło, ale o to, w jakim kierunku ma się rozwijać teatr. Rzecz paradoksalna: Ben Jonson, były czeladnik murarski, dwukrotny morderca i samouk zarzucał znacznie bardziej od siebie wykształconemu Szekspirowi odstępstwo od klasycznych zasad budowy dramatu i oskarżał go o psucie dobrego smaku. Ale po śmierci Szekspira napisał elegię na jego cześć, która do dziś jest jednym z dowodów jedności mistrza ze Stratfordu z jego dziełami.
Jonson usiłował skierować dramat angielski na drogę klasycznej starożytności, którą doskonale znał i podziwiał. Ale jego tragedie nudziły ówczesnych widzów. Natomiast pełny sukces osiągnął
w realistycznych, o precyzyjnej formie i satyrycznych akcentach komediach. Występuje tam cały tłum barwnych jak on sam postaci, do których wzorce czerpał z życia londyńskich zaułków, z życia mieszczan, purytanów i królewskich urzędników. On jeden w tamtych czasach przedkładał realizm nad rozwichrzony, renesansowy romantyzm. Można go więc bez przesady nazwać twórcą angielskiego dramatu i komedii mieszczańskiej, która później tak bujnie rozkwitła. Ale każda z postaci jego komedii to jednocześnie symbol ujemnych cech ludzkiego charakteru. Tak jest w "Alchemiku" zaludnionym postaciami łotrzyków, w "Bartłomiejowym rynku", w którym przedstawia bogatą galerię plebejskich bohaterów, oraz w najlepiej u nas znanej jego sztuce "Volpone", której akcja toczy się w środowisku bogatego mieszczaństwa.
W "Volpone" jest coś z bajki o złych i głupich zwierzętach. Lisy, kruki, sępy, muchy nawzajem się pożerają. I jak w bajce - zło zastaje ukarane. Ale wśród tych zwierząt, ptaków i owadów, lis jest, mimo wszystko, postacią najsympatyczniejszą. W tej pysznej, tętniącej życiem renesansowej komedii, jak w krzywym zwierciadle, przegląda się ludzka głupota, obłuda, chciwość i oszustwo. Ludzka dżungla wypełniona jest komicznymi a zarazem żałosnymi i budzącymi odrazę postaciami, której zasługują na to, aby je oszukano, wyprowadzono w pole. Sekunduje im barwny, gwarny tłum.
Telewizyjna inscenizacja "Volpone" poszła w kierunku wydobycia zarówno bajkowości, jak i realizmu komedii. Nie było to łatwe. "Volpone" to typowa sztuka inscenizacyjna, wymagająca barwy, ruchu i przestrzeni. Na szczęście jest to również sztuka aktorska ze wspaniałą rolą tytułową i nie mniej świetnymi rolami pozostałymi. Do komnaty Volpone nie docierał gwar kipiącej życiem Wenecji, w której Ben Jonson umiejscawia dobrze mu znany świat londyńskich zaułków i spelunek, zaś scena jarmarczna była najmniej udanym fragmentem przedstawienia. Ale to bujne, renesansowe życie uosabia postać samego i Volpone. Jest to skąpiec przedziwny, którego nic nie łączy z Molierowskim Harpagonem kochającym złoto dla złota. "Uwielbiam bardziej mą chytrość w zdobywaniu skarbów niż w ich posiadaniu". Te słowa - to klucz do postaci stworzonej przez Jana Świderskiego. Jego Volpone to pełen życia, soczysty, rozmiłowany w zbytku i rozkoszach zmysłów bogacz, który czerpie okrutną radość z okpiwania bliźnich. Te cechy jeszcze bardziej (uwydatniają się przy podłym, wyrachowanym słudze Mosce, który w interpretacji Edmunda Fettinga był zimnym okrutnikiem, pozbawionym ludzkich odruchów. Okpiwane przez nich figury są wyjątkowo antypatyczne. Nikt nie żałuje głupców, którzy w pogoni za pieniądzem tracą zdrowy rozsądek. Henryk Borowski, Aleksander Dzwonkowski i Andrzej Szczepkowski stworzyli plastyczną galerię oszukanych głupców. Bez zbędnego rozsmakowywania się operowali jędrnym, dosadnym językiem komedii.
Przed kilkoma laty w naszej tv [pokazywano francuską filmową adaptację "Volpone" , w której występował Louis Jouvet. Tam świadkiem wszystkich forteli Volpone był gwarny tłum. Karykatura i satyra ustąpiła miejsca kostiumowej, obyczajowej komedii. W Teatrze TV wprawdzie zabrakło tłumu, ruchu, gwaru ale za to ludzka głupota i podłość ukazane zostały w nagiej, odrażającej formie.

SAMOWYSTARCZALNOŚĆ TELEWIZJI (FRAGMENT ARTYKUŁU) (Andrzej Braun)

(...) Wydaje mi się, iż w zakresie przynajmniej rozrywki, a także pozycji kulturalnych, różnorodność jest dość duża, przy czym znów dochodzą do głosu pomysły nowe. Zacznijmy od teatru. Po spektaklu renesansowej komedii mniej, znanego u nas, współczesnego Szekspirowi, klasyka teatru angielskiego, Ben Jonsona, "Volpone", w reż. Z. Hübnera, upamiętnionej sugestywną oraz pełną rubaszności kreacją "starucha", którą zaprezentował J. Świderski (drastyczność jego "zalotów" wzbudzała" nawet (protesty u widzów) (...)


/materialy/img/868/868.jpg/materialy/img/868/868_1.jpg